ANATOMIA NLD: THANATOS

 

  

SWITCH TO ENGLISH

Wielki Thanatos.

Aby napisać o nich parę słów, będę musiał nieco zarzucić prywatą, aby ukazać ich właściwe znaczenie. Ale od czego jest w końcu mój własny blog?

Sam zespół jest całkiem możliwe najstarszym ekstremalnym zespołem Metalowy z Holandii, a nawet wręcz pionierem w kategorii Death / Thrash. Najłatwiej ich wytłumaczyć porównując do Sepultury. I może nie są aż taką ikoną, to mają równie wspaniałą, ponadczasową muzykę.

Dlaczego więc nie udało im się zdobyć popularności? Poza brakiem promocji, nie mieli farta bycia w dużej wytwórni na początkowym etapie istnienia grupy, nie kręcili specjalnie klipów, które MTV mogłoby puścić, jak jeszcze tym się zajmowało, ale co najważniejsze, rozpadli się w 1992 r., zanim powrócili z powrotem w 2000 z trzecim albumem. W tej branż, ZWŁASZCZA WTEDY, kiedy trendy nie tylko się zmieniały co roku, ale również nieraz kilka naraz konkurowało ze sobą, to była po prostu wieczność. W połączeniu z faktem, że internet nie odgrywał wtedy żadnej roli, a nie było jeszcze wtedy re-edycji, wydaje się być boleśnie oczywiste, że Thanatos nie miał zbytnio szans. Z pewnością jednak zasługują na bycie traktowani jak pierwsza liga, niezależnie od sprzedaży itp.

Nie zdziwię się natomiast, jeśli ta nazwa niespecjalnie się wam kojarzy, aczkolwiek ignorancja nigdy nie powinna być powodem do chwalenia się.

Ale jak więc ja się o nich w ogóle dowiedziałem i jak wyglądała moja przygoda z nimi?

----------------- 

Początki tej historii sięgają czasów, kiedy byłem totalnym Thrasherem (ale hej, w 2004 r., kiedy Neo Thrash był na fali, to nie było nic nadzwyczajnego) i poznawałem nowe zespoły każdego tygodnia. Powoli zaczynałem przechodzić w Death Metal, który zresztą fascynuje mnie do dzisiaj i stopniowo szukałem rekomendacji w necie. Przewińmy do przodu do 2008 / 2009, gdzie były te wczesne listy na rateyourmusic (HA TFU), prezentujące mniej, lub bardziej obskurne klasyki. Wpadłem na jakże genialny pomysł, aby każdy z nich sobie przesłuchać i tak więc podróż rozpoczęła się na dobre.

Jednym z tych albumów był "Emerging from the Netherworlds", debiut Thanatos  z roku 1990. Zapadł mi on w pamięć, ale wydawał mi się on jednocześnie strasznie naiwny i niewinny w swym odbiorze. Ot, czysta zabawa w Deathrash, która jednak zostawiał delikwenta zadowolonego. Sprawdziłem też ich drugi album i choć wydawał mi się on lepszy, to jakoś nie chciało mi się już sprawdzać reszty dyskografii grupy.

Znów przewińmy do przodu i mamy rok 2012. Century Media zdecydowała się wznowić dyskografię Thanatos, i pewnego razu, gdy odwiedzałem w galerii Saturna / Mediamarkts (tak, to jeszcze nie tak dawno istniało i funkcjonował), moim oczom ujrzał się owy debiut na CD.

Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy zobaczyłem coś, co dawno temu sobie słuchałem i nigdy bym nie powiedział, że tak po prostu kiedyś będę miał opcję wyposażyć się w kopię. Było to co najmniej surrealistyczne uczucie. Chwyciłem więc za płytę, kupiłem i grzecznie przesłuchałem w domciu. I po raz pierwszy zrozumiałem kolosalną różnicę między słuchaniem czegoś na mp3, nawet w dobrej jakości na słuchawkach, a stereo. Okej, to był w końcu remaster, ale to i tak była ogromna przepaść.

Ponownie się zdziwiłem, gdy następnym razem w sklepie ujrzałem ich drugi album i jego też sobie chwyciłem. W tamtych czasach, miałem takie podejście, że najlepiej jest się skupiać możliwie najbardziej na tych najwcześniejszych dokonaniach, maksymalnie może trzech płytach i olewać resztę, zwłaszcza te nowsze, bo rzadko kiedy robiły na mnie wrażenie, gdyż wydawały mi się plastikowe i sztuczne. Nic nie mogło dla mnie zastąpić tego klimatu lat 80s / 90, kiedy zespoły żyły swoją muzyką.

Thanatos nieco zmienił moje zapatrywania. Ponieważ, znów, następnym razem ujrzałem po raz kolejny kolejny ich remaster. Ale tym razem, niekoniecznie miałem chęć kupienia sobie tego. Przesłuchałem sobie więc trochę na judupie, zaczynając od "Justified Genocide", który do dzisiaj uważam za ich najsłabszy album, jako że jest on zbyt surowy na ich styl. Na szczęście, dałem im kolejną szansę w postaci "Undead. Unholy. Divine.", który tak mi się spodobał, że ślepo sobie kupiłem "Angelic Encounters".

Ten album akurat nie jest zbyt lubiany przez grupę, gdyż nie odpowiada im jego produkcja, ale dla mnie, to był powrót do tej samej ekscytacji, kiedy po raz pierwszy przesłuchałem "Beneath the Remains" / "Arise" Sepultury. Później, uzupełniłem swoją kolekcję o resztę ich płyt i lojalnie kupowałem ich kolejne dokonania (po "Justified Genocide" mieli tylko dwie płyty).

------------------------------ 

Co czyni Thanatos wielkim?

Po pierwsze, słychać, że muzycy mają świetny gust. Istnieje niepisana zasada, że dobry gust u muzyka jest ważniejszy od jego umiejętności i jest w tym trochę prawdy. A grupa dość dobrze prezentowała swoich faworytów. Kiss, Deep Purple, Led Zeppelin, Jimi Hendrix - przewijają się w twórczości, choć w sposób subtelny. Niemniej jednak, zważywszy na to, ze korzenie Thanatos sięgają roku 1984, ich styl od początku był pomostem między klasycznym pisaniem utworów, a ówczesnym pędem na szybkość i agresję. Ostatecznie, udało im się odnaleźć odpowiedni balans w tworzeniu chwytliwych numerów, bez poświęcania elementów ekstremalnych.

W pewnym stopniu, grupa stała się żywym dowodem na to, że można pogodzić tworzenie rozbudowanych kompozycji, które nie tracą na brutalności. Na pewno za główny punkt referencyjny należy uznać Slayer, ale z dużo posępniejszymi melodiami.

Grupa przeszła na emeryturę w 2022, pozostawiając za sobą doskonałą spuściznę.

Cóż mogę dodać? Zróbcie sobie przysługę i zaznajcie ich dyskografii. I nie przejmujcie się, jak nie chwyci od razy. Jak sam napisałem powyżej, ta muza rozkwita z czasem.

Komentarze