Anatomia POL: Destroyers

 

CLICK FOR ENGLISH VERSION

Chyba mnie swędzi na jakąś zadymę, bo mam ochotę popisać o jednym z moich ulubionych zespołów wszechczasów, czyli niesławnym Destroyers. A niesława ta wynika raczej z pewnych kulturowych naleciałości, o których skrobnę poniżej.

Kilka suchych faktów. Grupa z Bytomia, działali do połowy lat '90, mieli nieszczęście być w Metalmind, który wydał ich dwie płyty, nagrane w dwóch językach (takich samych jak ten blog), po czym się rozpadli i wrócili w 2018, wydając swój trzeci album, równie znakomity, co poprzednie dwa.

Za co lubię Destroyers? Mają swoje unikatowe połączenie Speed, Thrash z ekstremalnymi klimatami zahaczającymi o Black / Death, jak i nie boją się również wysokich rejestrów spod znaku Powera. Porównując do innych zespołów, przychodzi mi na myśl zarówno pierwszy Sextrash, jak i Living Death. Bardzo też cenię ich wykonania na żywo i to, jak bardzo wokalista żyje swoją muzyką. Owszem, można się nabijać z pewnej "swojskości" (mówiąc eufemistycznie), ale tak właśnie wygląda prawdziwy Heavy Metal. Nie jakieś gapienie się w buty i nieumiejętność w funkcjonowaniu w życiu, tylko młyn, ćwieki i pogarda dla systemu.

Największe jednak kontrowersje w przypadku Destroyers wywołują teksty, wykonywane w języku polskim. Generalnie jako naród, nie jesteśmy przyzwyczajeni do słuchania utworów z przekleństwami i rubaszną tematyką w naszym własnym języku. Nawet polski Rap, gdzie "trup" się ściele gęsto, był również z tego powodu wyśmiewany. A Destroyers lubi używać pornograficznych słów. Nie ma znaczenia, że jednocześnie nikt nie ma problemu ze słuchaniem zagranicznych artystów o dużo niższym potencjale intelektualnym prezentującym w rozmaitych treściach. Polaków po prostu pewne słowa w muzyce rażą, zwłaszcza jeśli je rozumieją :)

I o ile nie zaliczyłbym ekipy do mistrzów władania słowem, wiele z ich liryków mi bardzo odpowiada, jak kultowe "Źli" i jego równie celny sequel "Jeszcze gorsi", czy też "Noc królowej żądzy", "Bastiony Śmierci", a także i "Zemsta roninów". Natomiast, co bardzo istotne, tematyka grupy jest wbrew pozorom ciekawa i różnorodna. Grupa porusza nie tylko kwestie społeczne, historyczne, wojenne, kulturowe, ale również literackie. I w tym jest sęk, gdyż wiele tekstów (zwłaszcza na ich drugiej płycie), jest mocno opartych choćby na twórczości Markiza De Sade (kto czytał, ten rozpozna od razu).

Z kolei tytułowa królowa żądzy, czyli Caryca Katarzyna (tfu jej na wieki), znana była ze swej nimfomanii, jak i zamiłowania do bestialstwa, stąd też właśnie taki dobór słów w piosence. Dlatego też, aby wyłapać tego typu smaczki i nawiązania, wymagana jest nieraz wszechstronna wiedza o świecie. Ot, taki paradoks, którego krytycy grupy nie rozumieją. Zespół po prostu opisuje świat takim, jaki jest, bez pudru.

Podsumowując, jest to lekka muzyka, łatwo wpadająca w ucho. Czasem może i prostacka, ale za to w pełni przesiąknięta czystym, niepodrabialnym duchem Metalu.

Komentarze