
CLICK FOR ENGLISH VERSION
Jakiś czas temu pisałem o zacnej wytwórni Awakening Records, I jak to mam w zwyczaju, najnormalniej w świecie obczajałem ich katalog. Co do zasady, jest on bardzo poukładany, ale było w nim kilka luk i braków w numerach, więc postanowiłem o nie wypytać samego szefa labelu na instagramie (a jak). W ten sposób się dowiedziałem, że setnym wydawnictwem miał być początkowo bohater dzisiejszej recki, czyli kostarykański Mortual. Wystąpiły jednak problemy ze składem i ostatecznie sprawa się rypła i grupa wydała swój pierwszy pełnometrażowy album w tej samej wytwórni, co dotychczas, czyli greckiej Nuclear Winter (którą powinniście kojarzyć dzięki ultraważnemu Dead Congregation). Jako nieuleczalny maniak Awakening, uważam to za poważny błąd, bo stracili w ten sposób na dystrybucji i dostępności materiału.
Przeglądając różne opinie i recenzje, najczęstszym występującym porównaniem było do sceny Death Metalowej na Florydzie, zapewne ze względu na tytuł nawiązujący do Morbid Angel. Sęk w tym, że ja tego kompletnie tutaj nie słyszę. Jest to bardzo nowocześnie zagrany Death Metal, z wyraźnym podpinaniem się pod trend produkcji inspirowanej Incantation, czyli Cavernous Death Metal, ale z puszczeniem oczka do starych wyjadaczy. Wszystko brzmi na wskroś nowocześnie i klarownie, ale nie jest to zarzut, bo zadbano o utrzymanie odpowiedniego klimatu.
Perkusja ma te charakterystyczne zagrywki w przejściach, które stosował Mike Browning w Nocturnus, Ventor w Kreator, czy Hellhammer na De Mysteriis Dom Sathanas, albo Igor Cavalera na Schizophrenii. Kto usłyszy, ten zajarzy o co mi chodzi. Od strony riffowej jest nieco eklektycznie. Mamy zagrywki pod Morgoth, Pestilence, próby wejścia w szorstkość pierwszych płyt Cannibal Corpse, ale wszystko jest to zagrane bardzo chłodno i klinicznie, niemalże jak w prosektorium.
Przesłuchać jak najbardziej można z ciekawości, choć nie usłyszycie tutaj niczego, co by was zatrzymało na dłużej. Wszystko gładko wchodzi i równie łatwiej wychodzi.
Komentarze
Prześlij komentarz