Anatomia FIN: Lordi

 

CLICK TO SWITCH TO ENGLISH 

Było o Gwar, to musi być też o Lordi. W Finlandii, o czym może niektórzy mogą nie wiedzieć, najbardziej popularnym gatunkiem muzyki był (i chyba wciąż jest, choć już niestety mniej) Hard Rock. Ale tak już naprawdę na grubo, bo mają tam nawet specjalnie stworzony zespół dla dzieci, gdzie muzycy przebierają się za pluszowe dinozaury. Jest to o tyle ważne, gdyż taki zespół jak Lordi mógł powstać tylko i wyłącznie kraju, który dał nam również takie gwiazdy jak Him, Rasmus, czy Nightwish.

Geneza tego projektu sięga początku lat '90, gdzie młody Tomi Petteri Putaansuu postanowił wreszcie się odważyć i założyć projekt będący hołdem dla dwóch rzeczy, które kochał najbardziej: horrory i Heavy Metal. Jako zapalony reżyser amator próbował kręcić krótkometrażówki (doświadczenie które przyda mu się w przyszłości), ale zdecydowanie lepiej sobie radził jako muzyk. Pierwszy album Lordi został nagrany już w 1997 r., ale z jakiś niezrozumiałych przyczyn, nie udało się go oficjalnie wydać i trzeba było czekać aż do 2012 r. na to, aby został odkopany. Powstał do niego zresztą klip / krótki film "Inferno", gdzie za wyjątkiem samego Tomi'ego, reszta członków grupy była przebrana za potwory, z kostiumami mocno inspirowanym Kiss i Twisted Sister. "Eureka" zdawało się słyszeć z oddali, gdyż pomysł ten zainspirował znany wszem i wobec imidż grupy. Nie będę natomiast wdawał się w mitologię wymyślonych charakterów, gdyż nie są ona jakoś specjalnie ciekawe szczerze powiedziawszy. 

Na debiut trzeba było poczekać aż do 2002 r. w postaci "Get Heavy". Niemodny, zakurzony, staroświecki Hard Rock / Heavy Metal rodem z późnych lat '70 / wczesnych '80, otwierający XXI wiek, to było faktycznie coś niespodziewanego dla mas. Na sukces zresztą trzeba było poczekać, bo aż do sławetnej Eurowizji w 2006 r., gdzie grupa przeszła do historii, zasłużenie wygrywając konkurs z "Hard Rock Hallelujah". I wtedy tak naprawdę dopiero ruszyła lawina promocyjna. Pamiętam, że nawet ci koledzy, którzy preferowali na co dzień techno, z czystej ciekawości zaczęli słuchać Lordi. Przez to też zapewne, przylgnęła łatka zespołu dla "kindermetali".

Wcześniej, grupa nakręcił swój pierwszy autorski film "The Kin", który był dołączony jako bonus do ich drugiej płyty, "The Monsterican Dream". Lordi zresztą będą bohaterami jeszcze dwóch filmów: Dark Floors (2008), oraz Monsterman (2014).

Uczciwie mówiąc, uważam że największą popularnością grupa się cieszyła tak do 2010 r., po którym trochę jakby zrobiło się ciszej o grupie. Na pewno wpływ na to miało późniejsze przejście z giganta rynkowego BMG / Sony, do firm o mniejszym zasięgu - tu warto też wspomnieć, że grupa niemalże od zawsze była wydawana przez jakąś ważniejszą niemiecką markę (Drakkar, AFM, Atomic Fire, Reigning Phoenix). Formacja zresztą cały czas jest aktywna i dalej tworzy kolejne albumy, o różnorakich konceptach. Do najbardziej intrygującego (choć jeszcze tego nie przesłuchałem) uznałbym mocarny box set "Lordiversity" (2021), który składa się aż 7 albumów, każdy z nich będących hołdem do ikon klasycznego Rock'a, jak Kiss, W.A.S.P., Rush, Scorpions, ale również Disco w postaci Boney M / Bee Gees.

Muzyka Lordi jest przesiąknięta kulturą retro i nigdy specjalnie nie starała się być eksperymentalna (z małymi wyjątkami), czy wychodzić spoza strefy komfortu. A co za tym idzie, jest takie poczucie, że jak się przesłuchało kilka płyt, to tak naprawdę poznało się całą twórczość formacji. Można się ze mną nie zgadzać, ale dla mnie istnieje różnica między umiejętnym odnajdowaniu się w wybranym przez siebie stylu, a byciu wtórnym i zjadaniu własnego ogona. Niestety, ale w tym przypadku mamy do czynienia z tym drugim, gdyż tak na dobrą sprawę, późniejsze dokonania nie są jakoś bardziej zapadające w pamięć.

Mimo tej krytyki, warto od czasu do czasu zapodać sobie ich muzę, wszak jak już słuchać współczesnego Hard Rock'a, to równie dobrze można wziąć coś z najwyższej półki.

No i na sam koniec, obowiązkowe pytanie. Podobnie jak w przypadku Gwar, Lordi odniosło sukces na swoim kontynencie, ale nie udało im się wypłynąć na dużo szersze wody.  I znów, paradoksalnie, uważam że przyczyna leży w kulturalnych różnicach. Tak jak Gwar jest kwintesencją Ameryki, którą niekoniecznie ktoś zrozumie, kto do niej nie należy, tak samo i Lordi prezentuje Europejską wrażliwość adekwatnie - szacunek do tradycji, korzenie w podejściu klasycznym do tworzenia, większa pompa i rozmach, oraz stawianie bardziej na melodie, niżli rytmikę i Groove.

Nie miałbym nic przeciwko, gdyby Gwar i Lordi zorganizowali wspólną trasę, choć wiem, że to się nigdy nie zdarzy.

Komentarze