Anatomia LTU: Anubi
Litwo, ojczyzno niemoja... Kraje bałtyckie są stosunkowo owiane tajemnicą. Nikt się tam specjalnie nie zapuszcza, ani też nie sprawdza tego, co się tam dzieje. To paradoksalnie daje im możliwość stworzenia czegoś unikatowego, zdala od pozerskich oczu i niechcianych gapiów, zwłaszcza z Polski, no bo nas niespecjalnie tam lubią. Przypadkowo natrafiłem właśnie na taki absurdalny, amatorski, pogański projekt.
Anubi, bo tak się to cudeńko nazywa nie jest łatwym orzechem do ugryzienia. Wokal ni to recytowany, ni to śpiewany, ni to growlujący. Jest od groma elementów niemetalowych, jak saksofon, pianino, skrzypce, keyboard, akordeon i sampling.
Najchętniej by się chciało machnąć na to ręką i nazwać Awangardowym Black Metalem. Tyle, że nie ma to satanistycznego posmaku, a bardziej rytualno-pogański. Za punkt odniesienia najłatwiej jest uznać czeski Master's Hammer, ale ten późniejszy. Ale Czesi niejednokrotnie i świadomie wkraczali w parodię, zaś Anubi traktuje wszystko jak najbardziej na serio. Czuć mistycyzm i leśny klimat. Jest to muzyka piękna i smutna zarazem, jak to bywa w Metalu.
Fajnie byłoby sobie móc coś takiego kupić, ale zapewne jest to chyba zbyt obskurne, aby dało się to ot tak dostać. Zapewniam was też, że Litwa kryje wiele tego typu smaczków, o których zapewne pofatyguję się napisać zbiorczo w przyszłości.
Komentarze
Prześlij komentarz