The Upstarts: Nekromer
Seria Upstarts co do zasady miała być poświęcona tym młodszym zespołom, ale z czasem zaczęła się przemieniać coraz bardziej w "Oblicza XXI wieku", gdyż wiele zespołów nowszej generacji albo już nie istnieje, albo same stało się w pewnym sensie weteranami. A czasem chcę po prostu napisać bardziej o różnych "wynalazkach", jakie powstały po upadku słynnych wież w WTC.
Nekromer w jakimś sensie dobrze odzwierciedla przemiany w XXI wieku, gdyż można o nich mówić, że produkt ten był w pełni dzieckiem nowszych technologii, w dużej mierze internetu, ale również wychowany na innych zasadach. Nie jest to kapela jakoś specjalnie szanowana w środowisku Metalowym, raczej wręcz przeciwnie, mieli liczne grono antyfanów, którzy chętnie śledzili poczynania grupy, w celach memicznych, ale może od początku. Nie zamierzam się ani nabijać, ani też szydzić, a bardziej przyjrzeć się szerzej pewnym zjawiskom społecznym.
W czasach swojego istnienia, czyli tak gdzieś w latach 2007-2017 (data ostatniego wpisu na pejsbuku), ta śląska kapela sprawnie udzielała się w różnorakich mediach społecznościowych - m.in. na swym kanale judupowym - gdzie prezentowali się pokazujac, czy to swoje próby, czy to wygłupy, czy też zapraszając gościnnie znane osobistości, jak (Ś.P.) Roberta "Mopmana" Leszczyńskiego, czy Vogg'a (Decapitated), w celach promocyjnych.
Ich pierwsze dokonania prezentowały styl bliższy popularnemu wówczas stylowi Behemoth i ich debiutancki album miał nosić bodajże tytuł "Okvlta" (z obowiązkowym "v", zamiast "u"). Udało mi się dogrzebać do tej informacji za sprawą nieistniejącego już profilu myspace z 2009 r. (w internecie nic nie ginie). Oryginalny materiał jednak został prawdopodobnie bezpowrotnie utracony ze względu na negatywny odbiór w sieci, choć podejrzewam, że częściowo riffy były później wykorzystane już na oficjalnym debiucie. Ale jeśli grupa wciąż to ma, to przyznam szczerze, że chętnie bym go usłyszał z ciekawości i zobaczył na ile ta krytyka była zasłużona.
Ostatecznie Nekromer postanowił zmienić taktykę i zaczął wkładać różnorakie składniki do gara, nie wiedząc do końca, jaka zupa z tego wyjdzie. Sama ekipa zaczęła siebie postrzegać, jako taki "Hardcore Death Metal". Z tego też tytułu, ich debiutancki album "Pray For Enemies" (2013), wydany w wytwórni znanego w Polsce rapera, Rycha "Peji", jest niełatwym orzechem do zgryzienia, gdyż jak idzie dobrze, to nie ma co narzekać, ale czasem pojawiają się wtręty, które brzmią trochę jak wrzucenie kiszonego ogórka do bitej śmietany czekoladowej.
Bo choć podstawą jest Melodyjny Death Metal, który stara się być techniczny, czasem epicki i rozbudowany, to innym razem można dostać w ryj rytmicznym Groove / Thrash, wraz z nawiązaniami do subkultury Hardcore / Rap, czy nawet orientalne i ambientowo-orkiestralne interludia. Jest śpiewanie, jest nawijanie, ale przede wszystkim, dominuje skrzekliwy growling. Jak widać, dużo się dzieje, ale przez to brakuje nieraz jakiegoś poukładania tego wszystkiego w taki sposób, aby wzbogacało to kompozycje. Trzy pierwsze numery (nie licząc intra) chyba najbardziej mi się spodobały.
I o ile sami Metale olali tą płytę, o tyle społeczność bliższa rapowi już bardziej zaakceptowała ten album. I całkiem możliwe, że dla tych drugich mogła to być nawet jedyna Metalowa pozycja w ich kolekcji.
Grupa próbowała iść za ciosem i komponowała materiał na sequel, pod nazwą "Trill" i tam już zdecydowanie prym wziął Alternatywny Metal / Rock, z szeroko rozumianą elektroniką i nowoczesnymi odmianami rapu. Powstało kilka klipów promocyjnych, m. in. ten:
...I na tym koniec, bo od tamtej pory Nekromer zawiesił działalność, ostatecznie nie wydajać "Trill", a lider formacji, o ksywie "Hellfield", zaczął solową twórczość, tworząc tzw. "Trapy" (nie wiem, nie znam się), które dają mu milionowe wyświetlenia na judupie, więc chyba można mówić o happy endzie w tej historii.
Osobiście nie mam jakiś negatywnych odczuć do tej ekipy, a muzę bym określił jako przyzwoitą. Metale mają to do siebie, że dość szybko wyczuwają, kto jest na serio, a kto bardziej woli "pozować". I jeśli kogoś w jakiś sposób skategoryzują i przypną łatkę, to tak naprawdę jest już pozamiatane. I tak też się stało w tym przypadku. Znam natomiast mnóstwo dużo gorszych kapel, które bardziej zasługują na hejt, a cieszą się wysokim poważaniem, no ale o gustach się nie dyskutuje.
Muszę natomiast przyznać, że w jakimś stopniu przypomniały mi się moje przygody z graniem we własnym zespole. Ale na moje szczęście, moja twórczość nie jest nigdzie dostępna, poza moim twardym dyskiem. I dobrze, bo zapewne mi też by się oberwało, mimo iż robiłem zupełnie inne, mniej kontrowersyjne klimaty. Choć nie da się ukryć, że to, czy się z ciebie śmieją, czy też nie, dużo zależy od twojego własnego charakteru i konsekwencji w działaniu. Ale to nie poradnik rozwoju osobistego, więc na tym skończę myśl.
EXTRA KONTENT DO POLSKIEJ WERSJI POSTA:
Na koniec pozwolę sobie zacytować krótki fragment podziękowań z książeczki do ich jedynej płyty, bo przyznaję, że wywołują one u mnie pozytywną nostalgię:
"(...) Dziękuję bardzo producentom i aktorom "Świat według Kiepskich" (...), moim idolom z dzieciństwa i okresu dojrzewania (...), bohaterowie z japońskich bajek na TV Polonia, muzycy z Metallica, Slayer i Death z Chuckiem na czele. Dzięki Peterowi z Vadera, że zaraził mnie Death Metalem, kiedy w czwartej klasie podstawówki kupiłem za całe kieszonkowe kasetę "Kingdom" (...)"
Komentarze
Prześlij komentarz