Anatomia USA: Gwar

 
 

Zespół, który miał wszelkie warunki i sposobność, aby być międzynarodowym fenomenem, a który ostatecznie skończył jako wewnętrzna, stricte amerykańska "ikona". W kontekście działalności grupy, słowo "ikona" nabiera złowieszczego znaczenia, gdyż Gwar jest otoczony niesławą za sprawą prezentowania makabrycznej satyry na amerykańską kulturę... Pozwolę więc sobie pogrzebać jak kruk między porozrzucanymi resztkami i zastanowić się nad przyczyną tego stanu rzeczy, bo nie da się ukryć, że ekipa ta nie doczekała się nawet niszowego kultu w Europie.

Gwar jest jednym z tych artystycznych kolektywów, gdzie jest nie tylko muzyka, ale również i pełnoprawny show i własną mitologią i merchandisem. Zaczynali w pierwszej połowie lat '80 i początkowy koncept opierał się na stworzeniu filmu "Scumdogs of the Universe", gdzie ogólna ide później wyewoluowała ostatecznie w grupke kosmicznych bogów, która została zesłana za karę na "najgorszą planetę we wszechświecie", gdzie z nudów postanowili sobie założyć zespół Heavy Metalowy. W ramach testu, nakręcono parę promocyjnych filmików, a sama fikcyjna grupa pojawiła się jako bonus do lokalnej punkowej załogi Death Piggy, która zresztą miała tych samych członków, co Gwar. Sama grupa stworzyła kostiumy przypominające prehistorycznych barbarzyńców, w które ubrali się specjalnie na swój występ.

Odzew jednak był tak pozytywny, że punk poszedł w odstawkę i cały kolektyw postanowił skupić w pełni na rozwijaniu Gwar. A ponieważ projekt był czymś więcej niż tylko muzyką, to członkami byli jeszcze tzw. choreografowie, tancerki, dyrektorzy artystyczni, obsługa sprzętu, itp. itd. Każdy z nich pełnił zresztą podwójną rolę i przywdziewał przebranie, jak np. śliski menager Sleazy P. Martini, niewolnicy i ich władca o barwnym imieniu Sexecutioner, czy też arcywróg Gwar, Techno Destructo (w tej roli twórca całościowego konceptu i kierunku projektu).

Brzmi to jak przepis na sukces, ale również jak katastrofa pod względem organizacji koncertów, gdyż wymaga to za każdym razem dużego nakładu dodatkowej pracy, zwłaszcza że show miało charakter teatralny. A co się działo w trakcie tych występów? Dużo rozlewu krwi. Gwar ma w zwyczaju dekapitacje na scenie każdego rządzącego prezydenta USA, ale również różnej maści celebrytów, a także każda trasa koncertowa miała jakąś określoną fabułę, opartą na albumie, którą wówczas promowała. Niemalże jak w przypadku wrestlingu

Oczywiście, jak łatwo się domyśleć, zaczęły powstawać różne inne media powiązane z twórczością ekipy, jak komiksy, pełnometrażowe filmy (jeden z nich, "Phallus in Wonderland", był nawet nominowany do nagrody Grammy), czy też zabawki, gry komputerowe i inne takie gadżety. Ameryka w pełnej krasie.

Z powodu powyższych wybryków, muzyka wykonywana przez Gwar bywa podłączana pod zjawisko zwane Shock Rock, czyli coś, co robią m. in. Alice Cooper, czy Marilyn Manson. W realu jednak, jest to szeroko rozumiany Thrash Metal, który chętnie czerpie garściami z Crossover'a, klasycznego Heavy, czasem próbującego iść w kierunku większej ekstremy, ale bez wchodzenia w Black / Death. Jest też bardzo piosenkowa, zwłaszcza do końca lat '90. Z czasem zespół coraz bardziej się Thrash Metalizował i zaczął odrzucać refreny, czy nawet też otoczkę, jakby chcąc pokazać, że nie jest to tylko cyrk, ale również porządny kawał muzycy, zwłaszcza że z czasem popularność zespołu spadała, co doprowadziło do rozłamu w kolektywie i szerokiego exodusu ludzi, którzy dotychczas współpracowali z Gwar.

Warto też dodać, że grupa kurczowo trzymała się Metal Blade Records, który ich wiernie wspierał (za wyjątkiem krótkiego i niezbyt udanego okresu z anonimowym DRT Entertainment). Aczkolwiek od 2022 r., grupa zaczęła wydawać muzykę własnym sumptem.

Nie będę was zanudzał kto grał i kiedy był w zespole, a kto umarł w którym roku, ale warto wymienić dwa nazwiska. Niektórzy wyjadacze mogą kojarzyć nazwisko Casey Orr, który był w Ministry ("Relapse") i przede wszystkim klasycznym, uznanym Rigor Mortis. Z kolei Brent Purgason udzielał się na jednej z płyt Cannabis Corpse. Cała reszta byłych i obecnych członków nie miała jakiś innych osiągnięć poza Gwar.

I tak już powoli zmierzając do końca, zastanawiam się nad główną przyczyną (poza przekraczaniem wszelkiego dobrego smaku i prowokowaniem mediów), przez którą Gwar nie udało się podbić świata, w taki sposób, jaki udało się np. Slipknot, mimo iż ci również nie unikają wygłupów i cyrkowych przebrań. Czy jest to nieprzystępność muzyczna? Tekstowo-satyryczno-kulturowa? Brak odpowiedniej ilości koncertów poza Stanami? Jest to pewne kuriozum, gdyż jednocześnie szeroko rozumiana muzyka Heavy Metalowa ma gigantycznie większą popularność w Europie, niż w Stanach Zjednoczonych - tam praktycznie od lat '90 stanowi ona niszę.

Odpowiedzią na tą zagwozdkę może być fakt, że posiadamy własny odpowiednik Gwar, mianowicie zespół Lordi, który paradoksalnie znany jest u nas, a niekoniecznie w USA. Innymi słowy, śmiem przypuszczać, że powód tkwi najzwyczajniej w różnicach kulturowych, bo nic innego mi do głowy nie przychodzi.

Ja osobiście polecam obu i spodziewajcie się również posta o Lordi. A jak ktoś jest zainteresowany poznaniem historii Gwar głębiej, to istnieje film dokumentalny "This is Gwar" z 2011 r. i jest on warty obejrzenia.

Komentarze