Anatomia POL: Ferosity

  

Another day, another idea for experiment. I will write two reviews, one in english, and one in Polish, but each one of them will be about different things and context, and they will not be direct translations of each other (albeit some observations will repeat). So to get full picture, you might need google translate.

Kulejny eksperymencik. Dwa języki, dwa punkty widzenia przeznaczego dla różnego odbiorcy. Zobaczmy co z tego wyjdzie. 

POLISH POINT OF VIEW 

Jakby ktoś nie zauważył, w tym roku dostaliśmy jeszcze jeden prezent od kolejnej wybitnej formacji Death Metalowej w Polsce (obok Tenebris, Hate, Kingdom, czy też Sphere). Tak jak Norwegia Black Metalem stoi, tak w Polsce można się praktycznie potykać o wartościowe ekipy.

Historia Ferosity jest typowa dla naszego kraju, działali w podziemiu od niepamiętnych czasów i sporadycznie sobie dłubią płyty, jak uda im się zebrać fundusze, lub złapać dobry deal. I nie są specjalnie doceniani, za wyjątkiem paru specjalistów i maniaków, którzy znają się na rzeczy i wiedzą co dobre.

Pochodzą z Warszawy, no ale nikt nie jest idealny. Styl ich, jako rzecze poeta, to gęsty, skomasowany, brutalny Death z grindowymi blastami i piekielnym, bestialskim wokalem. Czyli taki miks Deicide, Morbid Angel, Cannibal Corpse, trochę może Immolation (ale tylko trochę), gdzie utwory są jak labirynt - łatwo w nie wejść, ale trudniej jest wyjść. Najłatwiej byłoby mi ich porównać jako połączenie naszej Traumy i Cinis, tylko trochę w innych proporcjach, ale do tego jeszcze dojdziemy.

Po 7 latach od ich poprzedniej płyty, którą wydali własnym sumptem, a która z tego co widzę, jest chyba wciąż do kupienia bezpośrednio od muzyków, to tym razem Ferosity zawitało w szeregi niezmordowanego Selfmadegod, dzięki czemu łatwo i tanio będzie można sobie nabyć to dziełko. Nie zrażajcie się okładką, co to ewidentnie była robiona przy pomocy AI, bo akurat w przypadku Ferosity, taki obraz nie tylko pasuje do stylistyki zespołu, ale jest też konceptualnie zgodny z treścią płyty.

"De-Ewolucja", dla tych, co wierzą w ewolucję, będzie zapewne kolejną z wielu, mało ekscytujących płyt Death Metalowych. Ci ludzie mogą sobie iść w... na herbatkę. Bo nie o zmiany, czy rozwój tu chodzi, a umiejętność stworzenia czegoś angażującego. Diabelski klimat stanowczo wspomaga nośność kompozycji, dzięki czemu, mają one ciepły, siarczysty posmak. Po pierwszym szoku dla organizmu, już przy drugim odsłuchu, okazuje się, że utwory wcale nie są takie chaotyczne i hałaśliwe jak się początkowo wydawało, a wręcz przeciwnie, są bardzo chwytliwe, żeby nie powiedzieć... melodyjne.

Album jest sprytnie podzielony na trzy sekcje: najpierw dostajemy parę razy glanem w ryj, potem zespół zaczyna malować bardziej stonowane pejzaże, czy to zwalniając troszkę tempo, czy dodając ukradkiem kapkę Groove. A pod koniec dostajemy swoistą trylogię, gdzie utwory są nie tylko najdłuższymi na płycie, ale mają bardziej epicki charakter i są swoistym pogorzeliskiem po bitwie.

Miałem pewne skojarzenia z Cinis "Lies That Comfort Me", gdyż obie formacje, mają w jakimś stopniu podobny klimat i przemyślenia. Polecać chyba nie trzeba jakoś nachalnie, bo choć jest to "tylko" kolejna dobra kapela Death Metalowa Made in Poland, to jednocześnie nasza scena byłaby dużo bardziej uboższa, gdyby nie istnieli wcale.

*************

ENGLISH POINT OF VIEW 

At some point you can lost count of the amount of quality Polish bands, as they seem to multiply like rabbits. In that regard, it reminds me of Netherlands - both countries are relatively small, but have a disproportionate ratio of amount to bands per general populace. It's like for every 8000 Polish people, you get at least 1 Metal band.

Let me give you a sample, if you don't believe me (in no particular order) - Cinis, Yattering, Devilyn, Thanatos, Mgła, Behemoth, Vader, Hate, Pandemonium, Armagedon, Betrayer, Dies Irae, Damnation, Azarath, Ahret Dev, Sphere, Epitome, Toxic Bonkers, Kingdom, Calm Hatchery, Christ Agony, Dead Infection, Decapitated, Genital Putrefaction, Gortal, Hazael, Lux Occulta and so on. It's only a tip of the iceberg anyway.

But to dismiss Ferosity as just another Death Metal band would be foolish, because like many of other extreme bands, they reveal their vast richness through repeated listens. After the initial shock, you might feel amazed how actually varied the music is. In a way, this kind of stuff is an excellent food for brain, as once you go through such thick, brutal style, not only your musical taste develops, but it's easier to get into such genres like Jazz / Freeform / Fusion, Avantgarde, Outsider Music, Musique Concrete, and so on.

The album presents a grim concept, with the AI cover being kinda on purpose, and serving both the band, and their concept well. Lyrically, the group paints a rather hopeless, and a desolate landscape. It's very vivid in its presentation, as the music uses various classic Death Metal techniques, tempos, and even melodies, to accomplish its goal. And what starts initially as a suffocating assault on the senses, with each next track, becomes a satisfying and fulfilling journey after the end, as the album, in accordance to its title, "de-volves" itself into different moods. It becomes obvious, when reaching the final three songs, which are longer, and which form a trilogy of sorts. Beside being significantly slower, they also create an epic image of a post-apocalyptic outcome.

If you have time, or are bored, you obviously should give this one a try, there's no excuse nowadays, but don't expect to fall in love with it instantly - it's not a fast food created for mass consumption, but a carefully-crafted symphony of suffering, and pain.

Komentarze