DEBUNKING / DECONSTRUCTING: ALCOHOLIC METAL
Naszła mnie jakaś dziwna ochota o pogadaniu przy Metalu trochę przy piwie (wszak jest sobota, nawet jeśli dla niektórych jest ona pracująca, to w ogóle powinien być międzynarodowy dzień piwa i mam na myśli każdą sobotę).
Alkohol w Metalu jest tradycją, równie silną, co szatan, ale o ile jest od groma zespołów satanistycznych, to nie przychodzi mi do głowy zbyt wiele zespołów inspirowanych trunkami. Ale nie na takiej zasadzie, że jeden, czy dwa utwory typu "Sex, Drinks & Metal", tylko żeby mieć imidż alkoholików opijusów chlejusów.
Z pomocą przychodzi Tankard, zespół, o którym miałem średnie zdanie, bo to taki niemiecki Acid Drinkers (o którym poniżej), tylko bez większego polotu i oryginalności. Otóż, można sobie wyobrazić moje zaskoczenie, gdzie zespół złożony z piwoszy okazuje się być bardziej trzeźwo myślącym i poukładanym od wielu profesjonalistów. Kto jak kto, ale Tankard lepiej zadbał o swoje prawa autorskie i funkcjonowanie w show businessie, od wielu ludzi, którzy uważali, że "mają talent".
Jakby tego było mało, od strony tekstowej, grupa zdaje się ukrywać głębsze przemyślenia, jakby nie chcieli burzyć swojego wizerunku głupków. Ich teksty bywają nie tylko cięte i inteligentne, ale są po prostu o czymś. Podchodząc do ich płyt, spodziewałem się bardziej czegoś typu "piosenka o piwie #1", "piosenka o piwie #2", itp. itd., a tutaj mamy tematy miłosne, społeczne, polityczne, filozoficzne, sci-fi, horror, groteska, czy też konkretne postawy prezentowane przez zespół.
Niemniej jednak, z całym szacunkiem dla Tankard, oni mają się nijak do naszej najlepszej kapeli wszech czasów, czyli...
Bez kozery można powiedzieć, że ta ekipa wychowała niejedno pokolenie Metali w Polsce, w tym mnie. Jak legenda niesie, basista/wokalista Titus spotkał przyszłego gitarzystę Arki Noego Litzę na koncercie Iron Maiden, i ze wzruszenia postanowili powspominać stare czasy, zamiast słuchać ajronów, więc sprzedali bilety na koncert i założyli zespół. Najpierw jako Los Desperados, a potem jako Kwasożłopy, z inspiracji Boga Metalu i Hard Rocka, Lemmy'ego.
Stylistycznie, grali muzykę podobną do Tankard, czyli taki Thrash Metal z nutką Punk, ale niekoniecznie podchodzącą pod Crossover i z riffami, które bujają. Różnica jest jednak o tyle zasadnicza, ponieważ Acids:
1) w przeciwieństwie do Niemców, mają poczucie humoru, które jest autentycznie i uniwersalnie zabawne (polecam "Woman With Dirty Feet", aczkolwiek fetyszystów pewnie nie zrażę),
2) rozwijali swój styl i cały czas próbowali czegoś innego,
3) mieli zdecydowanie większe poparcie w Polsce, niż Tankard miał w Niemczech. Jak widać, Polacy wiedzą co dobre i znają się na talentach.
W przypadku Acids, alkoholizm był bardziej reputacją, niż faktem, bo generalnie teksty, to mieli o wszystkich bolączkach zwykłego człowieka, począwszy od powołania, a na braku kasy skończywszy. I opisywali trudne tematy dużo lepiej i dojrzalej od wielu pretensjonalnych muzyków, których nie będę wymieniać.
Jak dla mnie, zdecydowanie lider polskiej sceny, choć wielu chciałoby ich dewaluować ze względu na wizerunek.
Na koniec chciałbym zapodać coś osobliwego, czyli...
Jako, że jestem Brazyliofilem, nie mogło zabraknąć czegoś z kraju kwitnącej Pingi. Cirrhosis był projektem założonym przez samego Wagnera Lamouniera z Sarcófago, między rozpadem i powrotem tegoż zespołu. Nic z nimi nie nagrał, a grupa nabrała życia dopiero po powrocie Sarcófago na scenę.
Ich pierwszy mini album, dzielony z Lou Cyferem, o jakże słusznej nazwie, "Alcohol Rules" był bardzo dobrym oddaniem klimatu zapijaczonej i zamulonej knajpy. Poza alkoholem, grupa jeszcze atakowała chrystusa, tak więc był pełen sztampowy kombos.
Na ich pełną płytę przyszło poczekać kolejne 11 lat, gdzie wydali "Alcoholic Death Noise", iście dionizejskie rozkminy. Bardzo ponura muzyka o bardzo ponurej tematyce, bo to jednak Death Metal. Oprócz tego wydali jeszcze "Drinks From Hell", który miał stosunkowo mało piosenek o drinkach, a bardzo dużo o perwersjach współczesnego świata i wydana pośmiertnie "The Last Act".
Gwoli wyjaśnienia, w drugim życiu Cirrhosis, liderem grupy był Juarez Tavora, który po odejściu, założył poboczny projekt Scourge, czyli tzw. Cirrhosis II, ale tam był tylko i wyłącznie Hate Metal, tak więc niewiele wspólnego tematycznie.
--
I tak podsumowując, można odnieść wrażenie, że owa butelka piwa jest tak naprawdę metaforą czegoś zgoła odmiennego, kompletnie niezwiązanego z alkoholem. A może nawet wręcz zachętą do gawędy? Trudno jest nie oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z sytuacją, jak ze starego dowcipu, z klaunem, co to bawi wszystkich, a który sam ma ciężką depresję. Co więc chciałem tutaj zdekonstruować? A to już się zastanówcie...
Komentarze
Prześlij komentarz