Doppelgangers: Ghost
Doppelgangers to seria poświęcona zapomnianym zespołom, które nazywają się tak samo, jak ich słynne odpowiedniki.
Był sobie kiedyś taki piękny czas, kiedy najbardziej znanym zespołem na świecie o imieniu Ghost był ten z Polski. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy najczęstsze recenzje odnośnie albumu powyżej znajdywałem w języku hiszpańskim. Może nieco na wyrost, ale miałem takie wrażenie, jakby w Południowej Ameryce ta muzyka nieco przypasiła.
W Polsce zresztą też można mówić o kulcie. Dość wspomnieć o tym, że był dwukrotnie wznowiony, gdzie za drugim razem doczekał się nawet dodatkowego DVD, żeby nie tylko posłuchać, ale również sobie popatrzeć, jak ekipa sobie dawała radę.
Kariera zresztą też dość długo szła jak burza, mimo różnorakich kłopotów na jakie natrafiali młodzianie, jak pobór do wojska, problemy z organizacją sali do prób, czy też niedoboru piwa w baku. Zrobili jednak tak duże wrażenie, że samo Nuclear Blast dystrybuowało ich materiał w Europie, a i udało im się otwierać dla Cannibal Corpse i Morbid Angel. Po czym nagle, gdzieś coś pękło i wszystko się rozpadło. Były próby powrotów, ale bez wpływów na ich dyskografię.
Napociłem się więc, aby przypomnieć wam tą kapelę, a nic nie napisałem o samej muzyce. Jest to rasowy Death Metal, ale mający pewien duch grobowego Doom Metalu i mocny, techniczny sznit. Okładka też znakomicie oddaje surrealizm całości - jest to klimat nie do podrobienia.
Bardzo chętnie wracam do tego materiału i serdecznie polecam go wszystkim tym, którzy go jeszcze nie mieli okazję usłyszeć, a zgodzicie się, że Ghost może być tylko jeden!
Komentarze
Prześlij komentarz